Tysia, dziś rano, w drodze do przedszkola:
„Wies mamusiu, są gąsienice ale są tez takie ąsienice. I one są zarłocne i złe. Asienice wykluwają się z kokonu i gryzą w kolano.”
Tysia jest u babci. Otwiera torebkę babci i buszuje w poszukiwaniu kosmetyków. Ponieważ jeszcze do niedawna mówiła „kosTEMyki”, dziadziu ją podpuszcza i pyta: „To jak się to nazywa?”
Tysia odpowiada tym razem już poprawnie „kosmetyki!”
Dziadziu nie daje za wygraną i pyta: „A jak się to dawniej nazywało?”
Tysia na to: „Tak, tak, dziadziu, jak Ty byłeś malutkim dzidziusiem i nie umiałeś jesce mówić, to mówiłeś na to KOSTEMYKI!”
Wyhodowałam żmiję na własnej piersi…
Pani A. z przedszkola doniosła mi dziś, co Tysia opowiada o mnie: „A mamusia nie ma zadnego dzidziusia w bzusku. Ona jest po prostu taka gruba!”
;(
W kwestii bardziej szczegółowego wyjaśniania Hubertowi, skąd się biorą dzieci, długo zwlekałam, bo i sam Hubert zupełnie nie wyglądał na zainteresowanego tematem. Nie zadawał takich pytań. Wiedział, że dziecko rośnie w brzuchu mamy, potem się rodzi…i to mu, jak dotąd, wystarczało. Jednak, jak to często bywa w takich przypadkach, w końcu bardziej uświadomione szkolne koleżeństwo przejęło inicjatywę:
„Mamusiu, a Oliwia T. powiedziała mi dzisiaj skąd się biorą dzieci! Jak mamusia i tatuś dużo się przytulają, to te jajeczka, które są w mamusi i tatusiu, też tak jakby się przytulały i zmieniają się w takie komóreczki i powstaje dzidziuś. A Wy chcecie mieć z tatusiem jeszcze dużo dzieci? To musicie się jeszcze dużo razy przytulać.”
Rano, po przebudzeniu, leżałam jeszcze chwilę w łóżku. Tysia do mnie: „Mamusiu, cemu Ty tak lezys i lezys? Pseciez teraz jest dzień. Chyba pomyliłaś sobie dzień z nocą? I śpis i śpis jak ruda mys!”
Hubert: „Ryby mają skrzela a człowiek ma oskrzela. Jakby tak człowiekowi odjąć „o”, to by miał skrzela i mógłby pływać pod wodą, jak ryba!”
„Pan doktor powysywał twoj bzusek i mnie tam znalazł w środku?” pyta mnie Tysia.
Jakie Tysia wymyśla niestworzone historyjki:
Hubert mówi, że chciałby zjeść/spróbować owocu liczi.
Tysia na to: „A ja jadłam. Bo babcia Lusia (notabene nieżyjąca już od roku nasza prababcia) znalazła takie dzewo licowe i zerwała, bo ktoś jej dał drabinę!”
Tysia „ćwiczy” na orbitreku, po czym, zmęczona, wykrzykuje: „Mamusiu! Ja chyba mam ZAPAŁ serca!”
Oto Cykl rozwojowy kury wg. Huberta, rysowany tuż przed Swietami:
Tysia, w kościele: „Co to za dziwna kobietka byla?” – o zakonnicy, ktora zbierala na tacę…
Tysia się przebiera. Woła: „Jestem w TARAPATACH, mamusiu!” – Obie nogi włożyła do jednej nogawki i usiłuje tak chodzić.
„O, juz nie jestem w TARAPATACH, juz jestem w normalnej piżamce!”
Bajeczka o rycerzu
Tysia: „Od lat ten ksiaze nie przychodzi a ja sie tak nudze i nudze i nudze”…
Najnowsze komentarze