Bubuś postanowił wczoraj pobawić się moim komputerem, w czasie, kiedy ja piekłam w kuchni świąteczne pierniczki. Najpierw oznajmił mi, że właśnie zrobił nam zakupy spożywcze w „jakimś sklepie inernetowym” i na pewno jutro nam te zakupy dostarczą! Rzeczywiście miałam akurat otwartą stronę „Almy” i coś tam na tej stronie poklikał…na szczęście tak naprawdę zakupów nie udało mu się zrobić. Następnie Bubuś zalogował się na moje konto na Facebooku, załadował mi aplikację gry CityVille i zaczął sobie w nią grać… Zaczynam się bać, co to będzie dalej…
Krasnoludki też są faaajne
I jeszcze piosenka o żabce…niestety w jakiejś koszmarnej wersji „disco-polo”, ale że morał pouczający i taki „na czasie”, (w związku z problemami, jakie się pojawiły ze słuchaniem mamy…), dlatego ją puściliśmy i Bubusiowi się bardzo spodobała
Re re, kum kum, bęc!
Najpierw rozchorował się Bubuś. Po tygodniu dość intensywnego leczenia szczęśliwie zaczyna mu przechodzić…
Za to inni domownicy zostali „poczęstowani” wirusem, teraz więc chorujemy już wszyscy.
Cóż za paskudna infekcja…Niech się wreszcie skończy ta zima!
Na początek parę słów o Świętach.
Przez ostatnie 3 lata, jako mama pełnoetatowa, ani raz nie pozwoliłam sobie na „chwilę słabości”, na chorowanie, na leżenie w łóżku. Przez 3 lata, wszystkie przeziębienia „przechodziłam”, zajmując się dziećmi. Ale tym razem jestem zbyt chora. Czułam się bardzo żle i słabo. Nie dałam rady, musiałam się położyć…:( Moi rodzice zabrali Bubusia, żeby się ode mnie nie zaraził i przy okazji, żeby nas odciążyć. W domu została Klementynka, bo wciąż ją karmię, poza tym jest tak malutka, że potrzebuje ciągłej obecności mamy. Mam nadzieję, że karmienie uchroni ją przed zachorowaniem. Dziwnie i śmiesznie nam z jednym tylko dzieckiem- czujemy się trochę jak na wakacjach. Ale tęsknimy już za Bubusiem. Baaardzo! Za jego radosną, beztroską paplaniną, za jego śmiechem, za szaleństwami. Za dziwnymi pomysłami, których ma 100 na minutę, za eksperymentami czyli papraniem czym się da i gdzie się da, za fikołkami na kanapie i rozrzucaniem zabawek oraz innych dziwnych przedmiotów po całym mieszkaniu. Nawet za jego krzykami, jękami, płaczem i marudzeniem… No może za tym ostatnim tylko tak troszeczkę
Niby wiemy, że nie dzieje mu się tam krzywda. Podobno dziś chodził z Dziadkiem po ogrodzie. W nowych kaloszach. Grabili razem liście, oglądali drzewa w sadzie, widzieli nawet sarenki. Bawili się klockami Lego, w szpital. Ludziki były chore i robili im opatrunki. Bubuś robił nawet „przeszczep serca potworowi” (swoją drogą, dziwne mają pomysły na zabawy!;0) Wiem, że jest mu tam dobrze. A jednak tęsknimy…
Jest środek nocy. Nie mogę spać. Nasłuchuję jego oddechu. Wydaje mi się, że słyszę, jak się przewraca w swoim łóżeczku. Jak tupta do naszego dużego łóżka, żeby się do mnie przytulić. Dziś rano, z przyzwyczajenia zaczęłam mu robić śniadanie. Dopiero potem przypomiałam sobie, że go nie ma… Brakuje mi go! Ehh, tak całkiem bez mamy i taty, na wyjeździe poza domkiem…Mój duży, dzielny chłopczyk!
Najnowsze komentarze